niedziela, 24 kwietnia 2016

Od Anny Cd Artur

Spojrzałam ze zdziwieniem na... Na co? Przypominało mi to wilko-lwy. Ponoć, jak wspomniał Artur, nazwane były one tokotami. Wzrok zwróciłam ku Viviane. Była bardzo puchata i miła w dotyku. Wsiadłam delikatnie na jej grzbiet. Wydawało się, że siedzisz na fotelu. były mega wygodne! Pogładziłam tokotę po szyi.
-No to w drogę! -powiedziałam, uśmiechając się. Artur wsiadł na swojego tokotę, który nosił imię Maximus. Po niedługim czasie ruszyliśmy w drogę. W górach było okropnie zimno i padał śnieg, a ponieważ miałam gruby płaszcz, dało się to wytrzymać. Nagle usłyszałam krzyki w lesie.
-Artur, chyba mamy towarzystwo. -powiedziałam. Zeskoczyłam z Viviane i kazałam jej schować się za skałą. To samo Artur zrobił z Maximusem. Bardzo donośnie krzyczeli o jakiejś kradzieży.
-To bandyci. -rzekłam po chwili. Spojrzałam Arturowi w oczy, kiedy nagle w naszą stronę pojawiła się fala strzał. Skryliśmy się pod kamieniem.
-Jeśli nie zareagujemy to nas zabiją. -powiedział. -Anna, bierz Viviane i uciekajcie. -powiedział.
-Chyba śnisz, jeśli myślisz, że Cię tu zostawię! -jęknęłam.
-Ech... Kobiety... -uderzył się ręką w twarz.
-Daj mi łuk, nie marudź. -rozkazałam.
-Słucham? -spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
-Głuchy jesteś? Daj mi łuk. -powtórzyłam. Mężczyzna posłusznie podał mi łuk. Wyjęłam strzały i zaczęłam napinać je raz za razem na cięciwę. Zdarzało się nawet, że wystrzeliwałam je po trzy lub dwie na raz. Artur wziął kuszę i również zaczął strzelać. Kiedy się upewniliśmy, że jest czysto wróciliśmy do tokot i dosiedliśmy je, sprawdzając, czy ani nam, ani im się nic nie stało.
<Artur?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz